Moja najstarsza córka już jest rekinem biznesu.
A ma dopiero 8 lat.
Już teraz rozumie, że musi wyprodukować wartość, by zarobić pieniądze.
A ja nie mogę zebrać szczęki z podłogi, gdy robię refleksję nad jej kreatywnością.
Potrafi stworzyć galerię sztuki ze swoimi pracami, które wycenia od 5 do 15 zł. A ja z uśmiechem na twarzy uczestniczę w takiej zabawie.
Potrafi zorganizować seans kinowy, zrobić popcorn i zorganizować przekąski, a potem sprzedawać bilety reszcie domowników.
A ja trochę trolluję, czasem uczę negocjacji :) sprawdzam, jak się zachowa. Raz chciałem kupić wszystkie dzieła sztuki na raz za wyraźnie mniej niż całość pojedynczo. Nie udało się jej przekonać.
I tu przechodzimy do meritum:
Sprawczość i zrozumienie, że własnymi działaniami jesteśmy w stanie zmienić nasz los.
Mnie (i podejrzewam, że mojego pokolenia) tego nie uczono. Pieniądze nie rosły na drzewach, trzeba było siedzieć cicho, nie wychylać się (to ze szkoły) i dusić własną kreatywność.