W go-back-to-office nie chodzi o produktywność.
A gdyby tak pobawić się ideami i hipotezami? Bo przecież wolno.
Nijak nie jestem w stanie sprawdzić tych hipotez, ale na moje to jest tak, że znowu przestały się spinać excele.
Które? Zapytacie. A te związane z rynkiem nieruchomości komercyjnych. Jeżeli popatrzycie w jakiekolwiek opracowanie tematu z rynku USA, to być może dołożycie brakujący puzzle do układanki. Jest źle. I kultura remote jest w jawnej opozycji do tego, by było lepiej. Biura przestają tu być potrzebne.
Idąc dalej, możecie sobie wyobrazić scenariusz, że to system naczyń połączonych i CEO jakiejś tam firmy, który nagle zrobił zwrot w stronę biura, ma tu realny interes. Bo może być kapitałowo połączony z rynkiem nieruchomości komercyjnych. To też będzie go boleć, jeśli firma zainwestowała w budynek, który teraz stoi pusty.
I świat to taki mem, jeszcze niedawno wszyscy się martwili o ślad węglowy, który pozostawiasz w atmosferze, śmigając do biura pojazdem zmechanizowanym. Teraz to już jest OK. Jak do biura to można.
A co dostaje "klasa robotnicza"? Ano, dostaje raporty o tym, jak beznadziejnie jest pracować z domu - bo produktywność niższa, w biurze lepiej. I medialny szum o tym, jak remote stał się już niedobry i niesmaczny.
Nadal istnieją firmy (duże) działające w pełnym modelu zdalnym z asynchroniczną komunikacją i mają się dobrze, na takiej podstawie można wnioskować, że jest to możliwe, i to nie tylko jak jesteś trzyosobowym startupem.
A nawet jeśli nie lubisz zdalnie z jakiegoś powodu i chcesz by, ludzie pili razem kawę (co ma niewątpliwie swoje plusy) - to też można ułożyć w taki sposób, by działało. Bo w zależności od wykonywanej pracy i etapu projektu, wymagana jest różna intensywność spotkań twarzą w twarz.
Niemniej, na ten moment ratujmy rynek nieruchomości komercyjnych.
Miłego.
Wpadaj na newsletter.