Jednym z najlepszych sposobów, by sabotować swój sukces finansowy, jest ciężka praca za darmo.

Brzmi dziwnie?

Przypadek 1

Pracujesz sobie na projekcie z ciasnym deadlinem, zespół się decyduje na pracę po godzinach, robisz te nadgodziny, 10-12h dziennie, przez miesiąc, albo dwa. Polityka firmy jest taka, że za nadgodziny się nie płaci, a odbiera się czas wolny. Czas wolny, który i tak wykorzystasz na regenerację, bo jesteśmy tylko ludźmi, a nie robotami. Bilans ekonomiczny nie tyle, nie jest dodatni, a jest ujemny (choć na papierze wydaje się na zero).

Przypadek 2

Masz ustawiony kontrakt na standardowe 8h dziennie, ale projekt tak Ci się spodobał, że dłubiesz też wieczorami, i porankami. Albo chcesz komuś zaimponować, albo zmieniłeś robotę i chcesz się pokazać, wkupić w łaski grupy. Wychodzi znacznie więcej niż 8h na kontrakcie, i znowu bilans jest ujemny.

Nadal brzmi dziwnie?

Jedyny przypadek, gdzie można popracować "za darmo" to swoje własne IP, coś co tam dłubiesz po godzinach i liczysz na jakieś zwroty. Też tutaj bym był bardzo ostrożny, nie opierał się na marzeniach a liczbach, prawdopodobieństwach i oczekiwanych rezultatach.

A jeśli już jesteś w tym miejscu, że pracujesz po 12h dziennie, to czemu nie sprawić, by każda z nich była na fakturze?

Miłego. Dopisz się na newsletter.