Największa przysługa, jaką możesz zrobić samemu sobie.

Oddziel siebie od pracy, którą wykonujesz.

Praca realizuje całą masę pożytecznych funkcji. I nie ma za bardzo tu, o czym dyskutować.

  • pozwala nam, tak po prostu płacić rachunki (wątek ekonomiczny)
  • pozwala nam się rozwijać
  • pozwala nam czuć się dobrze: gdzieś należymy, jesteśmy szanowani
  • pozwala też spełniać plany i marzenia

W tym całym cyrku zwanym życiem jest jeszcze ten plot twist, że Homo Sapiens jest stworzony do kreacji, do robienia czegoś. I jak często marzymy, by nie robić nic, tak rzeczywistość jest taka, że po miesiącach nicnierobienia stajemy się jeszcze bardziej żałośni.

Problem zaczyna się, gdy te cele związane z pracą się zacierają i ciężko oddzielić je od życia. Lub gdy cele zostały już osiągnięte i nie ma zmiany. Na przykład, gdy głównym założeniem jest rozwój, Ty nauczyłeś się już niemal wszystkiego, ale trwasz nadal w układzie. I z jakiegoś powodu nie rozmawiasz o tym ani z kolegami, ani z przełożonym. Dusza zaczyna boleć.

Różne są skale problemu, od lekkich syndromów przywiązania, po tematy mocno patologiczne.

Identyfikacja z grupą nie jest czymś, co można w naszym, ludzkim przypadku pominąć. I to może być jedyny i wystarczający powód, by trwać. "Lubią mnie i szanują." A mimo to gdzieś tam w środku, coś wyrywa się do zmian. Jeśli tak jest, to nie ignoruj tego.

Patologiczne, te trzeba zostawić psychologom. Byś ujrzał skalę potencjalnych problemów, można też trwać, bo szef jest modelem ojca, którego nie miałeś (albo ten model był nie tym, czego chciałeś). To są bardzo "cringowe" rzeczy i nikt się nie przyzna sam przed sobą, że taka jest rzeczywistość. Wymaga tonę autorefleksji i siły do zmierzenia się ze swoimi schematami. Jeśli mimo ogromu wysiłku kariera Ci nie wychodzi - przyjrzałbym się, przyjrzałbym się bardzo mocno tutaj.

Odwracając to wszystko

  • dasz radę inaczej popłacić rachunki
  • możesz rozwijać się sam i inaczej zaadresować tę ludzką potrzebę
  • grupa w pracy rzadko jest "na stałe", rzadko tworzymy tam przyjaciół, te potrzeby też można zaadresować inaczej

Jest taki Pan, który robił coaching, zanim coaching stał się modny, nazywa się Jim Rohn, Pan powiedział:

"Work on yourself harder than you do on your job."

Nie bez przyczyny ta fraza wisi sobie w sekcji "O mnie" na blogu. A jeśli potrzebujesz zmian perspektyw (nie trzeba wierzyć wszystkiemu, co inni mówią, ale być może coś wyląduje) to poszperaj na youtube, jest cała masa filmów z Jimem.

Bo, czy nie lepiej traktować pracę jako środek do osiągania własnych celów? I do ekspresji własnego JA?

Miłego.